Bezbronni
Część stada głośnym skowytem dała znak do ataku. Niedomknięte dobrze drzwi jednej z chat były wystarczającą zachętą. Podtrzymywał je od środka jakiś starzec, lecz jego opór długo nie trwał i żądna krwi wataha wpadła wnętrza.
Niełatwo było nam, stojąc bezczynnie na oddalonym pagórku, słuchać wściekłych ryków i wycia ogarniętych morderczym szałem bestii. Dźwięki cierpienia mężczyzn, kobiet i dzieci raniły uszy jeszcze bardziej.
- Dlaczego oni się nie bronią?! - zapytała przez łzy Borówka. - Przecież razem, całą gromadą, mogliby te potwory odstraszyć.
- Oni już tego nie potrafią - smutno odpowiedział jej Świetlik. - Stworzyli sobie raj, gdzie żadnego cierpienia i żadnych zagrożeń nie było. To właśnie próbowałem wam powiedzieć. To najstraszniejsze, co się z nimi stało.
- Biegnijmy ich ratować! Przecież to też ludzie, też Słowianie! - zakrzyknął Bażyna.
- Nie musimy się trudzić, już do nas idą - odpowiedziałem, widząc kolejną watahę zbliżającą się do pagórka od strony rzeki.

