Mgnienie II
Kolejne przebudzenie. Czarne płaszcze woźnicy i jego druha z przodu. Szare koce owijające ciała rannych lub martwych już przyjaciół. Wokół wiatr i pociemniałe groźnie niebo.
Tym razem Dola darowała mi dłuższy czas na jawie. Ból niezmordowanie męczył ciało, a na dodatek z pomocą przyszła mu gorączka. Znów jęknąłem przy próbie ruchu.
Ktoś, nie czekając, podpełzł w moją stronę. Dziewczyna... Borówka!
- Jedz! - powiedziała wciskając mi do ust chleb zagnieciony z pajęczynami, którymi obdarowały nas trącające wóz gałęzie. Na całym ciele czułem pieczenie mocnej okowity niestrudzenie czyszczącej wszystkie głębsze rany. Kątem oka dostrzegłem, że co większe rozcięcia na nodze zszyte są porządną nicią, a lewa ręka ciasno owinięta płótnem. Największa rana na udzie aż syczała pod gęstą i kojącą warstwą leczniczych ziół.
- Śpij teraz. Odpoczywaj... póki jeszcze możesz - powiedziała pobladła ze zmęczenia. - Musze się zająć innymi.
Nie miałem sił, by się jej przeciwstawić...

