Ciężar
- Dość marudzenia! - ponaglił nas Świetlik, gdyśmy zbyt długo rozpamiętywali ułudę przeszłości. - Jeśli mamy przed nocą zejść z przełęczy, nie możemy już czekać!
Mimowiednie ruszyliśmy za mędrakiem do góry. Piarg chrzęścił pod nogami ostrzegając, że w każdej chwili może nas ze sobą w dół pociągnąć. Nasze głowy co innego jednak zaprzątało.
- Księgi! - huczało w rozumie Krokosza. - Cóż to takiego?! Kto słyszał, żeby Słowianie odciski swych słów i myśli w drewnie czy skale zostawiali! - Młody żerca potknął się, a kamień spod jego stopy pognał w dół.
- Slupy? Okręty? - przemknęło przez myśl walczącego z osuwającym się zboczem Świetlika. - Kto o takich potężnych dziełach człowieka słyszał! Dłubanki w jednym pniu drążone, to nasza rzeczywistość...
Potężny Hradczyn, ze swoimi pałacami? Zadziwiające, ginące w piaskach pustyni Chechło?! Każdy z nas swoje przeszłe życie przeczesywał... Ile jeszcze urojeń zasiedla pamięć?!
Walczyliśmy z ciągnącym nas w dół rumowiskiem i ciężarem mar, które podstępnie splotły się z naszymi prawdziwymi wspomnieniami. Jak je od siebie odróżnić?! Przeklęte niech będą muchomory, co swymi trującymi oparami wypełniają każdy zakamarek naszej ojczyzny...
- Byle do przełęczy - wyszeptałem, z trudem łapiąc mroźny oddech. Ku czystemu powietrzu, niezatrutej wodzie i jaśniejącej w pełnym słońcu prawdzie...
Gdy już dotarliśmy do celu wspinaczki, rzeka głazów ostatecznie osunęła się z hukiem. Niepowstrzymana pędziła w dół, wzruszając i porywając ze sobą wciąż nowe kamienie. Lawina, stale rosnąc, niesamowitym pogłosem obwieszczała pobliskim szczytom i dalekim łańcuchom swą potęgę. Znikała nam z oczu i nieuchronnie zmierzała ku krajowi Białej Wody.

