Sotnyk
Półprzytomnego zawleczono mnie na krawędź kotliny, gdzie ciasno zbite wzdłuż wąskiej uliczki pobudowano niewielkie domostwa. Kilkanaście, a może nawet kilkadziesiąt chat z dymiącymi kominami i rozświetlonymi jasnym ogniem izbami. Krzyki męczonych aż nadto jasno tłumaczyły, czemu osiedle to służyło.
- Następny!
Drzwi najbliższej mi chaty otworzyły się zalewając uliczkę ostrym światłem. Ze środka, prowadzony przez żołnierza wyszedł równie jak ja posiniaczony nieszczęśnik. Powłóczył nogami, a w jego oczach malowało się całkowite niezrozumienie. Zdawał się bliski pomieszania zmysłów.
- Powinszować! - rzucił za nim stojący w drzwiach brodaty mężczyzna. - Zrobią teraz z ciebie żelaznego woja!
Ledwie trzymałem się przytomności. Jeszcze chwila i na nogach nie ustoję. W końcu brodacz przeniósł na mnie swoją uwagę.
- Widzę - powiódł po mnie wzrokiem - że przekonałeś się już jak bolesna bywa śmiałość. Otóż wiedz, że kłamstwo boli nieporównanie bardziej. Zapraszam w me skromne progi. Zaśpiewasz mi teraz ładnie i zabawisz gawędą!

