Dwa stany
Dwa tylko stany miały w tej bratobójczej jatce dusze Szerszeni. Oba to były stany krańcowe. Pierwszy to bezgraniczna, pączkująca niepohamowaną żądzą zabijania nienawiść. Drugi objawiał się, gdy pierwszy nie znajdował już w przemocy ujścia. Strach brał we władanie każdego z Popiołców czy Kamieniarzy, którego śmierć osaczała.
Jeszcze niedawno przeraza wystarczyła im za kłamliwy obraz nadprzyrodzonej istoty, co mężczyzn dzielnych obraca w żałosne piskorze. Tak samo i teraz było, tylko przyczyna strachu inna. Umieranie, dla pozbawionych pośmiertnej nadziei, bo przecież woje Szerszeni nieśli w głowach postępowy na świat pogląd, było doznaniem ostatecznym. Nic dalej na martwego nie czekało: ani nagroda ani kara. Wszystko i każdym sposobem musieli robić, aby przy życiu się utrzymać. Tak zwierzęta postępują...
Tam, w dole nienawiść w czystej postaci toczyła nieszczęsne ludzkie lalki, a jeśli już któraś znudziła się kapryśnej służce Złego, odrzucała go precz, wypchawszy uprzednio rozpaczą, jak kukłę sianem i na śmiech światu wystawiała.
Posród tych uchodzących, odartych z ludzkiego oblicza żałosnych stworzeń, byli też inni, najczęściej konni uciekinierzy. Nie za przyczyną strachu, lecz rozumu opuszczali bitwę.
- O! Tych by pojmać! - zażądał rozkazem któryś z wodzów. - To byśmy wiedzę o tych strasznych ludach wzbogacili!
Tak też starali się jego ludzie czynić. Słowiańskie dusze także w tym zamieszaniu dwa stany przybierały. Dla Szerszeni uchodzących w przerażeniu mieli miłosierdzie, nawet, jeśli im śmierć musieli zadać. Dla tych możnych, tajemniczych postaci, które zdołały się z zimną głową wyrwać piekielnej bitce mniej mieli zrozumienia. Odraza i ostrożność kazał na odległość tych ważniejszych z pojmanych Szerszeni trzymać. Z ulgą ich opiekunom oddawali, a ci - zapewne wyraźnie przez Chociana pouczeni - chętnie towarzystwo obcych jeńców przyjmowali, aby ich dokładnym badaniom poddać.
Bez cierpień okrutnych się nie obejdzie. Takimi czy innymi sposobami wyciągną z pojmanych co się da.

