Za wrogiem wróg II
Od wschodu ostatnie nieskrwawione oddziały Szerszeni włączały się do walki. Nurt Bystrej, wciąż bezwstydnie czerwony, ciągle domagał się nowych ofiar. Wszystko mu było jedno, czyje ciała niesie: ludzi czy poczwar.
Budion i Tuchacz w coraz większych potach słali rozkazy. Najsprytniejsze pomysły na bitwę opracowali, najchytrzej rozporządzali wątlejącymi siłami, a tu nic. Wróg nie złamany, za ubitego towarzysza zabójstwem bezczelnie i niezmiennie odpowiadał.
- Popatrzcie! - Przewodnik Starzyk wskazał niedawno niezliczone i potężne, a teraz skarlałe Roje. - Nie sprawdziły się wojownicze osy, nie sprawdzają się i Szerszenie. Wykrwawiają się, giną i nie potrafią pojąć dlaczego. Myśleli przecież, że ponad stany wyrośli. Owady żądały powrotu do prostego, dawnego życia bez ludzkich wynalazków, a ci na odwrót. Chcieli tylko te wynalazki na świecie zostawić. Wynieśli rozum ponad świętości, zwyczaj i przyrodę mając za nic. Wszystkie wartości, jakie człowiek w sobie nosił rozmieniali na takie zjawiska, które rozum potrafił opisać. A kiedy poddani w końcu ulegli ułudzie, ze rozum wszystko już ogarnął, wtedy ziemscy władcy Szerszeni zaśmiali się zwycięsko.
- A tutaj, teraz - POPATRZCIE! - przegrywają i wali się ich odczucie wszechmocy, wali się ich potęga i zamiary rozpływają się w nurcie Bystrej! A przecież wszystkie ludzkie siły i zdolności wyzyskali do granic. Skoro tak, pomyślał pewnie ich Prawdziwy Władca, to znaczy, że człowiek jest za słaby i jego czas się skończył!
- Co tam idzie, co to jest?! - Gintar ze strachem wskazywał czerń postępującą za ostatnimi odwodami Szerszeni.
- Tam jest ostatnia granica człowieczeństwa. Za nią już byty z ludzi wyrosłe, ale ludźmi nie będące. To idzie zimne, bezduszne Zło, z samym Złym na czele!

